Tygrysy w buszu

W buszu chwytanie tygrysów tasmańskich stało się dochodowym interesem. Rzeź napędzały nie tylko pieniądze, ale dużą rolę odgrywała nieustanna obojętność naukowców. Nie przeprowadzono badań w środowisku naturalnym tych zwierząt, nie znano zatem ich liczebności i wpływu odstrzału na populacja. Populacja ich i tak była ograniczona. Naukowcy sugerowali wręcz, że zagłada tego gatunku jest nieunikniona. W 1909 r. zaczęła się ostatnia faza zagłady tygrysów tasmańskich.

Ze stu tygrysów, opolowanych rocznie, liczba ta spadla nawet do jednego, co sugeruje, że nie tylko sam odstrzał miał wpływ na załamanie się liczby populacji. Z jakichś przyczyn ich liczebność spadla na całej wyspie, a nie w rejonach zamieszkałych przez ludzi. Możliwe, że była to jakaś choroba, gdyż odnajdowano zwierzęta z objawami psiej zarazy. Wirus psiej zarazy przenoszony jest powietrzem. Wiadomo, ze podobne wirusy atakują torbacze, które jednak dotychczas nie wymarły.

Niewielka populacja traci zdolność rozmnażania się i stoi w obliczu zagłady. Gdy ludzie uświadomili sobie, że grozi im wymarcie, dążyli do schwytania ostatnich osobników i umieszczenie ich w ogrodach zoologicznych. W 1930 r. jedyne tygrysy żyły wyłącznie w ogrodach zoologicznych, ale nie przedsięwzięto żadnych działań, by mogły rozmnażać się w niewoli i najczęściej zdychały bezpotomnie, a na wolności widywano je bardzo rzadko. Ostatni egzemplarz zdechł w zoo w 1936 roku i była to samica, która nigdy na świat nie wydala potomstwa w niewoli.

Komentarze są zamknięte.